Norwegia w czerwcu – o tej porze nie ma jeszcze sezonu turystycznego i co za tym idzie, jest mało osób na szlakach, ceny są niższe, a jednocześnie bywa już ciepło. Bywa czyli może być dwadzieścia parę stopni na plusie i wspaniałe słońce (nad fiordami), ale może być plus jeden stopień, śnieżyca i nocne przymrozki (na wyżynach).
Hardangervidda
Tej nazwy uczyłam się długo :-). Hardangervidda to park narodowy na trasie między Oslo a Bergen. Przez Polaków mało odwiedzany – może przez trudną do zapamiętania nazwę? 😉 Park jest górskim płaskowyżem o ogromnych rozmiarach (największy w Europie).
Kilkudniowy treking daje szansę na widoki do kilkudziesięciu (kilkuset?) kilometrów wokół. A ponieważ Norwegia jest krajem, gdzie można legalnie rozbić namiot wszędzie, nawet w parku narodowym, decyzja o miejscu noclegu należy do kategorii raczej wybrednych: tutaj czy może kilka kilometrów dalej? – wszędzie jest dogodnie wygodnie i pięknie.
Gorzej z pójściem do toalety. Wokół nie ma krzaczków, drzewek, dużych, wystających skał. W sezonie turystycznym bywa pewnie trochę więcej ludzi i trzeba być bardziej czujnym, w czerwcu jednak na całej naszej trasie (z wyjątkiem głównej piaskowej drogi, którą mogą przejeżdżać samochody), nie spotkałyśmy nikogo.
Fotograficznie czerwiec w Norwegii to trudny termin, zwłaszcza jeśli polujemy na wschody i zachody słońca, jasno jest bowiem niemal przez całą dobę (warto zabrać do spania „klapki” na oczy). Z jednej strony nie musimy spieszyć się z szukaniem miejsca pod namiot, aby zdążyć przed zmrokiem. I to jest dobre. Z drugiej strony trzeba czekać do momentu aż słońce późno pójdzie spać lub budzić się w środku nocy, aby to słońce przywitać. Dla śpiochów to nie jest.
Oznaczenie szlaku – o zachodzie:
Fotografia poniżej: tereny Hardangervidda oraz w tle kolejny park narodowy o skomplikowanej nazwie – Hallingskarvet, z widocznym lodowcem.
Jotunheimen
Wiele tutejszych nazw da się przetłumaczyć na inne języki. I tak wyraz Norwegia oznacza Drogę na północ, Hardangervidda to Szeroki płaskowyż, Jotunheimen – Siedziba gigantów. I w tymże Jotunheimen, kolejnym parku narodowym, rzeczywiście olbrzymy są. Tutaj znajduje się 27 najwyższych norweskich szczytów. Nie zawsze warunki atmosferyczne są na tyle korzystne, aby je zobaczyć ale nawet przy braku dobrej widoczności zdarzają się „cuda”.
Tym statkiem po jeziorze Gjende płyną moje koleżanki – prosto w kierunku tęczy!
Pogoda w tych górach stanowczo nas nie rozpieszczała: padał śnieg, grad, śnieg z deszczem. I wiało tak, że ludzie na szlakach momentami musieli iść na czworakach, a mi wyrwało zawiasy w drzwiach samochodu. W sumie szkoda, że nie mam tego na zdjęciu, ponieważ mogłaby być z tego osobna opowieść o tym, jak prowadziłam auto przez kilkadziesiąt kilometrów trzymając lewą ręką zwisające, otwarte drzwi :-).
Śnieg występował również poza parkiem Jotunheimen. I tak samo nie było nikogo wokół. Ech, ta pusta Norwegia.
Dovrefjell-Sunndalsfjella
Tak, to nazwa kolejnego parku narodowego.
Tutaj znajduje się tutaj jeden z najbardziej nietuzinkowych punktów widokowych, jaki widziałam – Snøhetta, zaprojektowany przez pracownię architektoniczną o tej samej nazwie.
To nie tylko niesamowita konstrukcja łącząca drewno, metal i szkło.
To miejsce, skąd można podglądać woły piżmowe w ich naturalnej scenerii (często pasą się w dolinie poniżej). Widziałyśmy kilka sztuk! Niestety tylko przez lornetkę. Mój teleobiektyw, zabrany na ten wyjazd, dawał za małe przybliżenie, aby zrobić rozsądne zdjęcie. Zresztą, nie trzeba robić zdjęć wszystkiemu. Mam w pamięci.
Niedaleko wspomnianego punktu, kolejna rzecz, która wzbudziła mój zachwyt… toaleta. Dobrze, rozumiem, że nie wszyscy wpadną w podziw. Dla mnie to jednak pozytywny przykład prostoty, ciekawych barw oraz udanego wpasowania w surowy krajobraz tak banalnego, wydawać by się mogło, przybytku. Co więcej, WC współgra z bryłą punktu widokowego.
Jeszcze tylko drobiazg w temacie toalet. Oprócz wołów piżmowych wypatrywałam też łosi. Niestety widziałam jedynie to, co po sobie zostawiały. Na zdjęciu poniżej: poranne znalezisko obok mojego namiotu.
Rondane
Cóż za wyjątkowo prosta nazwa 😉
To już ostatni Park Narodowy na trasie.
Co ja tu będę pisała. Popatrzcie, po prostu:
Żeby nie było, polskie góry są także niezwykłe, na przykład pasmo Babiej Góry – link TUTAJ!
Miłego dnia albo dobrej nocy 🙂